Zacznę nieco kontrowersyjnie. O to czy i jak uczyć gramatyki, czy i na co jest nam ona potrzebna toczą się zajadłe spory w literaturze metodycznej, a bliżej domu, na forach nauczycielskich i blogach. Jak kiedyś napisałam na jednym forum nauczycielskim, że uczenie gramatyki według mnie przeszkadza w szybkim osiągnięciu płynności, to dostałam niezły ochrzan (Boże, czy tak to się pisze, skąd się w ogóle to słowo znalazło w języku polskim, może jakiś polonista/tka wyjaśni).
Rozgorzała się dyskusja, w której zwykle głośniejsi są językowi tradycjonaliści. Jak rycerze broniący średniowiecznych zamków, do krwi ostatniej bronić będą świętego prawa uczących się do męki. A na poważnie, obrońcy honoru gramatyki twierdzą, że przecież gramatyka to kanwa, na której osnuty jest język a bez jej znajomości nie możemy twierdzić, że naprawdę „posiedliśmy język”. I nie chcę tutaj nikomu ujmować, każdy może się czymś pasjonować. Ale nie wiem, dlaczego wciąż ludzie ludziom, czyli, nauczyciele uczniom gotują taki los.
Przeciwnicy nauki gramatyki są jednak zdecydowanie cichsi. Podejrzewam, że boimy się oskarżenia o grafomaństwo, lub bycia przyłapanym na nieznajomości nazwy jakiegoś rzadkiego trybu. ….
Otóż, mam w tej kwestii kilka przykładów do podania, które niejako kształtują moje poglądy, a które znam z własnego podwórka, czyli zamieszkiwania w kraju anglojęzycznym od 16 lat.
Po pierwsze, jeśli zapytamy pierwszego lepszego nejtiwa olbrzymia większość nie zna nawet podstawowych części mowy czy zdania. Tylko osoby zainteresowane piśmiennictwem są w stanie je nazwać. Fakt, większość, podobnie jak w Polsce, uczy się tego na jakimś etapie szkolnictwa, ale wiedza ta jest tak zbędna, że zakopana zostaje gdzieś w pokładach pamięci wraz z równaniami z podwójną niewiadomą. Mam na to osobiste doświadczenie. Otóż, uczęszczam ma lekcje języka irlandzkiego. Nasza lektorka próbowała nazwać pewien wyraz „gerund”, na co moi koledzy z klasy zareagowali burzą pytań. A kiedy przy innej okazji, pani lektor tłumaczyła, że jest ileś tam czasów ktoś stwierdził, że w angielskim jest łatwiej bo jest tylko 3. Koledzy nie mogli wyjść ze zdumienia, kiedy im powiedziałam, że ich własny język ma przynajmniej 12. Dla porównania, czy byłbyś w stanie wytłumaczyć obcokrajowcowi zasady stosowania przypadków w języku polskim czy też rodzaj niemęskoosobowy?
Druga sprawa, wychowuję trójkę dwujęzycznych (a tak naprawdę trzyjęzycznych) dzieci i z olbrzymią pasją obserwuję jak rozwija się ich język. Dzieciaki mówią płynnie w wieku 3 – 4 lat nie ucząc się uprzednio co to czas, a co to tryb, a co to conditional. Uczą się słuchając, powtarzając, naśladując oraz przyjmując korektę rodziców czy opiekunów. Mało tego, moje własne dzieciaki w szkole uczą się wszystkiego w trzecim języku – irlandzkim – poprzez imersję. I w tym przypadku w początkowych latach szkoły nie ma żadnego wyjaśnienia reguł czy zasad gramatycznych. Następuje to na etapie późniejszym, na wypadek (chyba) gdyby ktoś chciał zostać lingwistą lub autorem książek do gramatyki. Podobnie, większość z nas musiała na matmie zaliczyć sinusy, kosinusy, potęgi i różniczkowanie (jak się domyślasz, nie mam zupełnie pojęcia o czym piszę.)
Kolejna sprawa, oczywiście jako anglistka musiałam się tego wszystkiego nauczyć kiedyś tam po to aby lepiej zrozumieć ten język i prawa jakimi się rządzi. Natomiast jako nauczyciel od lat staram się tak prowadzić lekcje, aby tej gramatyki było jak najmniej. Dlaczego? Bo zwyczajnie przeszkadza. Spotykam studentów, którzy, kiedy przychodzą do mnie rzucają gramatycznymi nazwami na bardzo zaawansowanym poziomie. Niestety, i mówię to z bólem, kiedy przyjdzie do sprawdzenia ich umiejętności językowych, a zwłaszcza mówienia, nie wypadają dobrze, a powiem wręcz, że często fatalnie to wygląda. Sorry…. W wielu miejscach na ziemi (może w Polsce już mniej) pokutują XIX wieczne metody wkuwania nazw gramatycznych, trybów, czasów, aspektów, itp. Często otrzymuję też pytania od uczniów online, których język jest na poziomie początkującym (sądząc z poziomu wypowiedzi), czy mogłabym, dajmy na to, wyjaśnić różnicę między Past Perfect a Past Perfect Continuous, lub reported speech. Pytam wtedy, czy piszesz książkę? Zwykle odpowiedź jest, „nie”, więc mówię, w takim razie nie jest ci to teraz potrzebne. A już ćwiczenie, w którym należy jedno zdanie przepisać w 12 czasach, to dla mnie sztuka dla sztuki, ludzie w służbie gramatyki, a nie gramatyka w służbie ludzi. Ćwiczenie takie bowiem bardzo często po pierwsze nie uwzględnia czy takie zdanie w danym czasie ma sens (logiczny, nie gramatyczny) oraz jakie jest prawdopodobieństwo, że takie zdanie przyjdzie nam kiedykolwiek wypowiedzieć lub usłyszeć.
Co więcej, dbałość o poprawność gramatyczną często przeszkadza w osiągnięciu płynności i pewności w mówieniu. Kiedy robimy ćwiczenia gramatyczne, często „fruniemy” przez nie, a problem między takim czy innym czasem czy też rodzajnikiem jest banalny. A to dlatego, że nauczyliśmy się robić ćwiczenia pewnego typu, o określonym schemacie i nie sprawia nam to trudności. Natomiast w momencie, kiedy przyjdzie nam rozmawiać po angielsku, a nie daj Boże jeszcze może z native speakerem, nie potrafimy wydusić z siebie spójnej wypowiedzi. Dlatego, że często nie ćwiczymy wcale mówienia zdań, które piszemy albo ćwiczeń, które uzupełniamy. A jeśli tego nie robimy, to wiedza ta zostaje zamknięta w książce i nie przechodzi do naszego aktywnego języka. Drugą kwestią jest obezwładniający strach i blokada. Wynika to z tego, że na naszych lekcjach za mało czasu poświęcamy mówieniu a za dużo ćwiczeniom pisemnym. I w końcu, nie wychodzi nam, bo chcemy perfekcyjne, chcemy bezbłędnie. Bo układamy sobie w głowie (czy tłumaczymy) idealną wypowiedź, próbując przypomnieć sobie czy powinniśmy użyć Present Perfect a może Past Simple, lub też a czy the. Zbytnia dbałość o poprawność gramatyczną tak naprawdę nas obezwładnia. Perfekcja jest wrogiem produktywności, jest też często wrogiem komunikacji.
„Jak nauczyć się szybko mówić po angielsku” jest najczęściej wyszukiwanym hasłem przez uczących się angielskiego. Dlaczego więc nasz system edukacyjny taką wagę przywiązuje do gramatyki, podczas gdy każdy jeden student, którego znam chce nauczyć się przede wszystkim mówić i to ta umiejętność, a nie nieznajomość gramatyki, zdaniem większości kuleje.
A teraz apel – wezwanie do uczących się i nauczycieli – gramatyka ma być dla ludzi!!! Uczmy się mądrze, uczmy się efektywnie. Nie ma potrzeby zapamiętywania nieskończonej ilości terminów gramatycznych i reguł. Uczmy się tego co się na pewno przyda. Uczmy się w rzeczywistym, życiowym kontekście. Wtedy gramatyka służyć będzie nam!
0 komentarzy